O Polskim Ładzie oraz negatywnych skutkach zmian podatkowych wprowadzanych przez rząd w rozmowie z Małgorzatą Kern, skarbniczką miasta Chorzów.
 

Co oznacza dla Chorzowa wprowadzenie Polskiego Ładu?

Na pewno mieszkańcy, w tym ja, będą zadowoleni z podniesienia progu podatkowego. Czekaliśmy na to od lat, więc jest to działanie logiczne. Niestety jest też druga strona medalu. Pieniądze o których mowa, w połowie są dochodami samorządów. Co gorsza, jest to jeden z filarów budżetu każdej gminy. To ponad 30 proc. środków jakimi dysponuje nasze miasto. Reszta to środki „znaczone”, których nie możemy wykorzystać na działania prorozwojowe, bo jest to subwencja przeznaczona na oświatę czy dotacje o charakterze socjalnym, jak chociażby program 500+.

Tak drastyczne cięcie dochodów z PIT-u bardzo negatywnie odbije się na naszym budżecie. Skutkiem tego najprawdopodobniej będzie rezygnacja z części działań związanych z codziennym funkcjonowaniem miasta. Wyliczyliśmy, że w budżecie zabraknie około 20 mln zł. To naprawdę dużo z perspektywy takiej gminy, jak Chorzów. Skoro zmiany podatkowe uszczuplą filar naszego budżetu, to pytanie brzmi: Jak znaleźć w takiej sytuacji równowagę finansową?

Ma Pani pomysł skąd wziąć te 20 mln zł?

Niestety nie. Mniej więcej taką kwotę urząd miasta przeznacza rocznie na instytucje kulturalne. Składka na transport do metropolii to ponad 20 mln zł. Nie zrezygnujemy przecież z transportu lub kultury. Samorządy staną przed drastycznymi cięciami. W zeszłym roku byliśmy w bardzo złych nastrojach, ale jakoś udało nam się spiąć budżety. Teraz jesteśmy przerażeni.

Roczna działalność domu kultury kosztuje nas 2 mln zł, funkcjonowanie jednej ze szkół 4 mln zł... nie możemy sobie pozwolić na zamknięcie szkoły lub likwidację MDK-u. Zastanawiamy się równocześnie skąd wziąć środki na oświatę, w sytuacji gdy subwencja wystarcza jedynie na pokrycie 65 proc. kosztów, jakie ponosimy z tego tytułu. Spadek jakości edukacji to byłby koszmar, również nie możemy na to pozwolić.

Trzymajmy kciuki, żeby samorząd ocalał. Nie mówię tego ze względu na to, że jestem skarbniczką, że mam taką, a nie inną pracę. Spójrzmy na dojrzałe, demokratyczne społeczeństwa. Tam samorząd jest bardzo silny.

Jakie będą więc pierwsze skutki wprowadzenia zmian, o których mówimy?

Obawiamy się, że brak dochodów z podatku PIT, będzie skutkował spadkiem jakości życia we wszystkich miastach i jednostkach samorządów w całym kraju. Nie dotyczy to tylko Chorzowa. W każdej gminie może zacząć brakować środków na bieżące funkcjonowanie. Nie mówię w tej chwili o inwestycjach, które w większości przypadków są finansowane kredytem.

Warto podkreślić to jeszcze raz: mówimy o codziennym funkcjonowaniu miasta, czyli o czyszczeniu ulic, utrzymaniu terenów zielonych, zapłaceniu za energię elektryczną. Zabraknie nam pieniędzy na nasze podstawowe potrzeby i to jest przerażające.

Jeżeli więcej pieniędzy zostanie w naszych portfelach, to niewątpliwie pobudzi to konsumpcję, czyli będą dochody z podatku VAT. W takiej sytuacji nastąpi rekompensata po stronie rządu. Problem polega na tym, że VAT nie jest i nigdy nie był dochodem samorządów, więc my zostaniemy z wielką dziurą w tej naszej miejskiej kieszeni.

Wygląda to tak, jakby rząd chciał przejąć kontrolę nad samorządami, stopniowo je od siebie uzależniając. To chce Pani powiedzieć?

Technika jest trochę inna. Jeżeli nie będziemy mieć pieniędzy, to nie będziemy mogli zrobić zbyt wiele, staniemy się bezsilni. Kiedy tak się stanie, samorządy kompletnie stracą na znaczeniu. Instytucje, które są najbliżej mieszkańca nie będą miały nic do powiedzenia. Nie będziemy reagowali na potrzeby mieszkańców, bo nastąpi centralizacja, ale pytanie brzmi: Czy centrala wie co jest dobre dla danego miasta, oddalonego o dziesiątki czy nawet setki kilometrów od Warszawy? Szczerze w to wątpię. Tutaj komunikacja jest lepsza, możemy obserwować wszystko z bliska, a przepływ informacji jest szybszy.

W ostatnim czasie powstał Marszałkowski Budżet Obywatelski. Kiedy pomyślimy na temat tej inicjatywy, możemy dojść do wniosku, że jest właśnie jeden z obszarów działalności miast, który docelowo będzie realizowany na wyższym szczeblu. Na pewno nie taka idea przyświecała budżetom obywatelskim, kiedy powstawały.

To prawda. Nie można wykluczyć, że będzie to pierwszy krok ku centralizacji, o której właśnie mówimy, polegający na przesuwaniu ośrodka decyzyjnego co do finansowania pewnych działań, o szczebel wyżej. Powoduje to takie same ryzyko, o jakim mówiłam chwilę wcześniej. Mieszkańcy mogą mieć problem, by nawet w takiej formie, jaką umożliwiał im dotąd budżet obywatelski, decydować o tym jakie inwestycje mają zostać zrealizowane nie tylko w skali miasta, ale też w ich najbliższym otoczeniu, w okolicznym parku, czy nawet na ich własnym podwórku.

Wróćmy do tematu podatków. Jakie straty poniosło miasto od momentu, kiedy w 2019 roku wprowadzono pierwsze zmiany, które uszczupliły budżety samorządów?

Nie chciałabym zostać źle zrozumiana. Te zmiany zostały wprowadzone z korzyścią dla mieszkańców, co jest oczywiście bardzo dobre. Miasta nie otrzymały jednak żadnej rekompensaty z tego tytułu, a to jest poważny problem. Od tego czasu ubytek z tytułu podatku PIT na poziomie Chorzowa wynosił 10 mln zł. Ktoś mógłby pomyśleć, że straty miasta to skutek pandemii, ale tak nie było. Do tych 10 mln zł musielibyśmy doliczyć jeszcze dodatkowe 8 mln zł, jakie przeznaczyliśmy na podwyżki dla nauczycieli. Oprócz tego mamy sukcesywny wzrost wydatków, takich jak chociażby podwyższenie płacy minimalnej.

Nie mówię w tej chwili o tym czy podejmowanie takich kroków jest konieczne i słuszne. Mówię o tym, że te pieniądze pozostają w kieszeni podatnika uszczuplając dochód samorządu, który zostaje w takiej sytuacji z dziurą w budżecie. Ten podatek jest dystrybuowany z pominięciem samorządów.

W jaki sposób mieszkańcy namacalnie odczują zmiany planowane przez rząd?

Od razu ich nie odczujemy, ponieważ jako samorząd staramy się, żeby jak najwięcej prowadzonych przez nas zadań, nadal było realizowanych. Dosyć szybko może się jednak okazać, że będziemy musieli rzadziej sprzątać ulice, częściej gasić światło, lub szukać oszczędności jeszcze gdzie indziej. Rząd mówi nam, że straty zostaną zrekompensowane subwencją inwestycyjną, ale tak jak już wspominałam, nie możemy przeznaczyć takich środków na codzienne potrzeby miasta, które nie są inwestycjami. Nie kupimy za to energii, nie opłacimy pensji pracownika zatrudnionego w którejś z instytucji miejskich... To jest sytuacja kuriozalna.

Obserwując sesje rady miasta da się zauważyć, że począwszy od 2019 roku, coraz więcej inwestycji jest wykreślanych z naszego budżetu. Czy można zatem powiedzieć, że efekty działań rządu już teraz są zauważalne?

W maju 2020 roku, widząc, że nasze dochody maleją, zdecydowanie obcieliśmy wydatki, a to spowodowało spowolnienie wielu inwestycji. Z jednej strony zaczyna nam brakować pieniędzy na bieżące działania, a z drugiej nie będziemy mieli z czego spłacić kredytu, który chcielibyśmy zaciągnąć na inwestycje. Koło się zamyka. Samorządy wkrótce mogą przestać być w stanie realizować swoje główne zadania, staną się instytucją stricte biurokratyczną. Będziemy świadczyć usługi z zakresu przyjmowania i wydawania dokumentów papierowych. Nie do tego przecież dążyliśmy przez te wszystkie lata budowania samorządności.

Skoro już mówimy o inwestycjach, to nie mogę nie spytać o stadion Ruchu Chorzów. O realizacji tego i innych wielkich przedsięwzięć, w obecnej sytuacji możemy zapomnieć?

W 2019 roku, kiedy okazało się, że zmiany podatkowe staną się faktem, mieliśmy wpisaną budowę stadionu do wieloletniej prognozy finansowej. Prezydent już wtedy zaprosił dziennikarzy oraz przedstawicieli kibiców i tłumaczył, że w obecnej sytuacji nie stać nas na taką inwestycję. Szacowano, że pochłonęłaby ona 200 mln zł, a ta kwota zdublowałaby cały nasz dług, który powstał na przestrzeni 20 lat.

W sytuacji, kiedy zabiera nam się 10 mln zł rocznie, a suma ta może wkrótce wzrosnąć do 20 mln zł, to jeżeli chcielibyśmy zaciągnąć kredyt na taką inwestycję, to nie mielibyśmy z czego go później spłacić. Dwa lata temu mówiliśmy, że nie ma szans na sfinansowanie tak kosztownej inwestycji, ale teraz... zastanawiamy się czy przetrwamy jako samorząd.

Warto jednak podkreślić, że miasto od lat wspiera finansowo Ruch Chorzów. Jest to konieczne dla dalszego funkcjonowania klubu, nie zamierzamy tego zaniechać. Utrzymujemy też stadion przy ul. Cichej i tylko na ten cel przekazujemy około 2 mln zł rocznie.

Czy władze Chorzowa w najbliższej przyszłości planują podjąć jakieś kroki w związku z zaistniałą sytuacją? Były już spotkania z prezydentami innych miast, były apele do rządu... wydaje się, że takie działania nie przynoszą skutku.

To bardzo trudne pytanie. Gdybyśmy wiedzieli co w tej sytuacji można jeszcze zrobić, to na pewno byśmy to zrobili. Kilka tygodni temu zostałam przewodniczącą Krajowego Forum Skarbników. Jest to struktura działająca przy Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej i skupia ponad 900 skarbników z całego kraju. Niedawno zorganizowaliśmy kongres, w którym udział wzięło ponad 600 osób. Zostali na niego zaproszeni przedstawiciele ministerstwa finansów, był też minister odpowiedzialny za samorządy. Przedstawiliśmy swoje obawy i wszystkie najważniejsze kwestie w trakcie tego kongresu wybrzmiały. Skierowaliśmy też specjalne pismo do odpowiednich organów. Nie wydaje mi się, żeby samorząd miał narzędzia do bardziej aktywnego protestu.

Podczas strajków pracowniczych można odejść od stanowiska pracy. Samorząd czegoś takiego nie zrobi. Nie zamkniemy urzędów w proteście przeciwko odbieraniu nam środków, bo w tym momencie krzywdzimy tych, na których najbardziej nam zależy, czyli mieszkańców. Jedyne co możemy robić, to tłumaczyć im jak wygląda sytuacja, a to może być bardzo skomplikowane, trudne zadanie.

Zwłaszcza, że w pierwszym momencie odczujemy pozytywne skutki pomniejszenia obciążeń fiskalnych.

Tak. Dopiero później sumarycznie zostaną nałożone na mieszkańców inne opłaty, oczywiście również na poziomie centralnym, co spowoduje, że pieniędzy pozostanie nam w kieszeniach tyle samo co teraz, lub mniej. Mam nadzieję, że to będzie dla mieszkańców zrozumiałe. Musimy wiedzieć, że poprzez takie działania, odbiera się nam możliwość decydowania o swojej małej ojczyźnie.

Co powiedziałaby Pani tym mieszkańcom, którzy winą za całe zło i tak obarczą „słabego gospodarza”.

W dzisiejszych czasach bardzo łatwo jest krytykować. Zwłaszcza, kiedy nie trzeba się pod taką krytyką podpisywać. Trudno jest natomiast wziąć na siebie odpowiedzialność i realizować ten trudny proces prowadzenia polityki lokalnej. Nie ma takich decyzji, które się wszystkim spodobają.

Od urodzenia mieszkam w tym mieście. Chorzów jest dla mnie bardzo ważnym miejscem na ziemi. Obserwowałam go od początku istnienia samorządów i kiedy patrzę na fotografie sprzed kilkunastu czy kilkudziesięciu lat, widzę jak wiele udało się zrobić. Warto podkreślić, że nie byłoby to możliwe bez wsparcia ze strony Unii Europejskiej. Mam wrażenie, że wiele osób tego nie dostrzega. Warto więc sięgnąć pamięcią do lat 90. i nieco późniejszych. Wtedy dostrzeżemy jak bardzo zmienił się Chorzów od tego czasu.

Wywiad ukazał się na portalu Tuba Chorzowa, z Małgorzatą Kern rozmawiał Tomasz Breguła